Gdyby ktoś z rodziny bądź znajomych zapytał mnie 3 lata temu, czy wracamy do Polski, moja odpowiedź byłaby natychmiastowa i zdecydowana, że NIE. Więc skąd takie zmiany ?
W roku 2015 , nasza córka miała komunię, którą zrobiliśmy w Polsce, ze względu na to, że większa część naszej rodziny, nie mogłaby przyjechać, a dla nas było ważne, aby byli z nami w tym ważnym dniu naszego dziecka. Było fajnie, było miło, było przede wszystkim rodzinnie. Byliśmy wtedy tylko tydzień czasu, bo akurat komunia wypadała wtedy, kiedy tu w UK dzieci miały tydzień wolnego. Na koniec oczywiście smutne pożegnanie, bo to zawsze podczas miłych chwil spędzanych w gronie najbliższych, było najgorsze. Ale wtedy żaden pomysł powrotu do Polski w nas nie zakiełkował.
Rok póżniej w sierpniu jedziemy na 2‑tygodniowe wakacje do Gran Canarii. Wakacje były SUPER, bo inaczej tego ująć nie potrafię. Totalny reset, czas tylko dla nas i naszych córeczek, oderwanie się od rutyny, codzienności, obowiązków i pracy. We wrześniu, miesiąc po wakacjach, jedziemy do Polski, na wesele kuzynki, od strony mojego męża. Podekscytowanie ogromne dla całej naszej rodzinki, bo to nasze pierwsze wspólne wesele ( nie licząc naszego ) od kiedy jesteśmy razem. Mieliśmy już 2 wesela w rodzinie, ale niestety ze względu na brak urlopów w tym samym czasie, a wesela wypadły akurat w jednym roku i w dodatku w przybliżonych terminach, więc ciężko by nam było to wtedy pogodzić z dojazdem stąd… Wesele super, 2‑dniowe. Wybawiliśmy się jak mało kiedy. I wtedy pojawiła się u nas pierwsza myśl “a może by tak wrócić?”. Rodzina, swój kraj, nasze miejsce… I tak pałaliśmy się tym powrotem jakieś 3 miesiące, ale potem odłożyliśmy te plany gdzieś na bok… No bo jak… No bo ciężko tak tu wszystko zostawić, tu mamy pewnego rodzaju stabilizację, pracę, która nie jest spełnieniem naszych marzeń, no ale jest, mieszkanie wynajmowane, bo wynajmowane, ale stać nas na wiele rzeczy… Bo dzieci chodzą do szkoły, bo szkoda ich języka, który mają perfekcyjny… I tak pomysł powrotu do Polski odłożyliśmy na bok…
W 2017 jedziemy do Polski na 3 tygodnie. Znowu ta nostalgia… Nie wiem czemu, ale ja naprawdę w tej Polsce inaczej się czuję niż w Anglii. Nie zrozumie tego nikt, kto nie przeżył tylu lat na obczyźnie, sam bez rodziny ( nie wspominam tu najbliższych — męża i dzieci , bo to oni są najważniejsi, ale moją rodzinę tworzą wszyscy… rodzice, babcie, ciocie, wujkowie, rodzeństwo, kuzynostwo… wszyscy ) . I znowu te wahania, te rozmyślania, te niewiadome… Ale w głowach rodzi się plan… Plan już nie mający odwrotu… Postanawiamy, że wracamy… Ale cieszę się bardzo, bo kto nie ryzykuje… ten nie pije szampana, a ja myślę, że my w tej Polsce, źle nie będziemy mieć 😉 Człowiek tak się boi tego powrotu, ale Polska nie jest już tym samym krajem jakim była te 11 lat temu. Wiadomo, że daleko nam jeszcze do innych krajów, ale z tego co sama zaobserwowałam wszystko jest na najlepszej drodze, żeby i kiedyś Polska taka była. A poza tym to co u siebie, to u siebie.
Już tyle mam pomysłów w głowie odnośnie naszego fukncjonowania w naszym kraju, odnośnie naszej pracy, odnośnie naszego nowego domu i remontu z nim związanego, który w sumie teraz absorbuje naszą największą uwagę, ale o tym będzie osobny wpis. Jedyne czym się martwię, to czy po powrocie nasze dziewczynki zaklimatyzują się w szkołach… O Sandrę aż tak bardzo się nie martwię, ma 7 lat, pójdzie od razu do drugiej klasy, program jeszcze nadgoni, a poza tym jest jeszcze mała. Bardziej martwię się o Julię, która pójdzie już do szóstej klasy i może być jej ciężej. Może być jej ciężej w nawiązaniu nowych znajomości, bo wiadomo w takiej klasie utworzone są już pierwsze przyjaźnie. Dzieci zazwyczaj znają się od pierwszej czy drugiej klasy podstawówki, więc mają inaczej, znają się wszyscy. Julia jest dzieckiem lubianym , ale jest też dzieckiem wrażliwym, i przede wszystkim ma już 11 lat… Czas pokaże. Staram się być dobrej myśli.
Decydując się na powrót było 12 miesięcy… Pisząc ten post zostało 143 dni… Jakoś te dni nam teraz dużo szybciej mijają… I oby tak mijały do sierpnia.
Na pewno.najwiekszy stres bedzie dla dzieci bo nanich czeka szkola nowa nowi nauczyciele ale z drugiej strony najbliżsi beda obok ☺
I to jest jednocześnie największy stres dla mnie. Jak dziewczyny zaakceptują nowe środowisko to i mi będzie o niebo łatwiej