W poprzednim poście opisałam Wam jak zaklimatyzowała się nasza młodsza córka w nowej szkole LINK , a tutaj opiszę Wam jak to było w przypadku starszej córki. Jeśli czytaliście poprzednie nasze wpisy, to zapewne zwróciliście uwagę na to, jak bardzo obawiałam się o starszą córkę. Jakże się pomyliłam ! 🙂
Był 3 września. Starsze klasy miały rozpoczęcie wcześniej niż młodsze, bo na godzinę 9. Poszłam z Julią, sama przyznam, że byłam w ogromnym stresie. Ona zresztą też. Rozpoczęcie było na sali gimnastycznej. Po uroczystym przywitaniu, co mi się tutaj w Polsce bardzo podoba ( w Anglii po prostu rozpoczęcie to pierwszy dzień zwykłego dnia w szkole ) , udałyśmy się do jej nowej klasy, która mieści się na pierwszym piętrze. Pani wychowawczyni przedstawiła wszystkim ich nową koleżankę. Po skończeniu całego przywitania zostałam z Julią w klasie. Poprosiłam jej nową Panią o posadzenie Julii z jakąś dziewczynką, żeby na samym początku nie czuła się obco. Pani wychowawczyni bardzo wyrozumiała , wiedziała o co chodzi, za co ogromnie byłam i jestem jej wdzięczna.
Jakże było moje ogromne zaskoczenie i zdumienie, gdy wyszłam z Julią z klasy. Na korytarzu czekała na nią cała klasa. Chyba cała, bo nie znałam też wtedy nikogo, ale ogrom głów wprawił mnie w szok, pozytywny szo. Każdy wyciągał do Julii rękę , przedstawiał się, przekrzykiwali się wręcz. Do dnia dzisiejszego mam ten obraz przed oczami i wzruszam się na samo wspomnienie.
Dzieci bardzo przyjaźnie podeszły do sprawy. Nie wytykali jej czy nie uważali za lepszą bądź gorszą, czego bardzo się obawiałam. Wręcz ją bardzo zaakceptowali. I tak już drugiego dnia zajęć, gdy wróciła po szkole, to miała całą listę nowych kontaków telefonicznych i już była umówiona po szkole w parku.
Na dzień dzisiejszy mogę również śmiało napisać, że to czego my się obawiamy, jest tylko w naszych głowach. Nic tak mnie nie umocniło w przekonaniu, że ten powrót to była słuszna decyzja, jak radość naszych córek.