PARYŻ 2018, CZYLI CO UDAŁO NAM SIĘ ZOBACZYĆ PODCZAS TEGO JEDNEGO DNIA

W koń­cu ! Po 3 mie­sią­cach, mogę zapi­sać tu moje wspo­mnie­nia z naszej waka­cyj­nej wyciecz­ki po Euro­pie. Dziś przej­rza­łam wszyst­kie zdję­cia, wybra­łam naj­lep­sze, poszła obrób­ka i czas na tekst.

Z mia­sta, w któ­rym miesz­ka­li­śmy wyje­cha­li­śmy przed 22 , bo o godzi­nie 4 mie­li­śmy prom. Pro­mem pły­nę­li­śmy 2 godzi­ny. Nastę­pu­je zmia­na cza­su i z pro­mu w Dun­kier­ce wyje­cha­li­śmy o godzi­nie 7 rano. Dziew­czy­ny jesz­cze spa­ły, więc wje­cha­li­śmy na auto­stra­dę. Gdy koło 9 zaczę­ły się budzić, przy­sta­nę­li­śmy na zajeź­dzie. Prze­bra­li­śmy się w przy­droż­nych toa­le­tach, gdzie moż­na zarów­no wziąć prysz­nic. Zje­dli­śmy śnia­da­nie, bo w takich zajaz­dach są skle­py, restau­ra­cje, bary szyb­kiej obsłu­gi, jest mini plac zabaw dla dzie­ci ( żału­ję, że nie zro­bi­łam zdjęć z takich naszych posto­jów , ale byłam tak tym wszyst­kim zaaob­sor­bo­wa­na, pod­eks­cy­to­wa­na i też tro­chę zmę­czo­na, że po pro­stu o tym zapo­mnia­łam ) i ogól­nie pięk­nie. Wśród zie­le­ni, wyso­kie drze­wa odgra­dza­ją od ruchli­wej dro­gi i moż­na na chwi­lę się zrelaksować.

W cen­trum Pary­ża mie­li­śmy być na godzi­nę 11. I tak też było. Dro­ga oby­ła się bez żad­nych prze­szkód, a za prze­jazd auto­stra­dą zapła­ci­li­śmy 25 euro. Przed wjaz­dem do Pary­ża spo­tkał nas szok i oba­wa, gdy zoba­czy­li­śmy na uli­cach peł­no obco­kra­jow­ców, zapew­ne uchodź­ców. Nie wyglą­da­ło to cie­ka­wie. Zatrzy­my­wa­li samo­cho­dy, pro­sząc o pie­nią­dze. Na pobo­czach pobu­do­wa­ne były jakieś sza­ła­sy z koców i ręcz­ni­ków. Mię­dzy drze­wa­mi prze­cią­gnię­ty był sznu­rek, na któ­rym prawd­po­dob­nie suszy­ły się ubra­nia. W dodat­ku peł­no śmie­ci na uli­cy i na poboczu.
Na szczę­ście tak było tyl­ko przed samym cen­trum. Musie­li­śmy albo wje­chać w taką dziel­ni­cę, albo tam po pro­stu tak jest na przed­mie­ściach. Nie mia­łam oka­zji się o tym prze­ko­nać w dro­dze powrot­nej, na szczęście.

Zapar­ko­wa­li­śmy w jakimś pod­ziem­nym par­kin­gu i spa­cer­kiem poszli­śmy w stro­nę cen­trum. Dodam, że tra­fi­li­śmy w taki upał, że w połu­dnie jak wysie­dli­śmy z auta tem­pe­ra­tu­ra się­ga­ła 34 stop­ni. Po dro­dze zatrzy­ma­li­śmy się na obia­dek. Nie tra­fi­li­śmy zbyt dobrze, bo za obiad dla naszej 4‑osobowej rodzi­ny zapła­ci­li­śmy 80 euro, a na taler­zach były takie małe por­cje, że nikt z nas się nie najadł. Restau­ra­cje we Fran­cji są bar­dzo przy­ja­zne dla psów. Nasze­mu poda­no wodę w misce i kel­ner­ki go zaga­dy­wa­ły, jed­nak nasz pupil nie był zbyt­nio niczym i nikim zainteresowany.

Ruszy­li­śmy dalej. Prze­mie­rza­jąc pary­skie ulicz­ki, gdzie mija­jąc prze­chod­niów dobie­gał mnie ich wspa­nia­ły fran­cu­ski język. I nagle naszym oczom uka­za­ła się pięk­na Wie­ża Eif­fla. Wyło­ni­ła się z tych pięk­nych uli­czek niczym pięk­na dama. Potęż­na i skla­da­ją­ca się z ogrom­nej ilo­ści sta­li. Z dale­ka już wzbu­dza­ła w nas zachwyt. Kupi­li­śmy parę pamią­tek i wybra­li­śmy się zoba­czyć ją z bli­ska. Ludzi było tyle, że cięż­ko było się mie­dzy wszyst­ki­mi prze­miesz­czać.  A o zro­bie­niu faj­ne­go zdję­cia bez innych w tle moż­na było zapo­mnieć. Jed­nak mój pry­wat­ny foto­graf jak zwy­kle spi­sał się na medal i zro­bił nam prze­pięk­ne zdjęcia.

I przy­ła­pa­na ja 🙂

Przed samym wido­kiem na Wie­żę skwar odbi­ja­ją­cy się od pod­ło­ża był nie do znie­sie­nia. San­dra szu­ka­ła cie­nia, aby choć na trosz­kę się w nim scho­wać. Pies też cią­gle szu­kał schro­nie­nia. Przed samą Wie­żą znaj­du­je się taki wiel­ki bro­dzik, w któ­rym z każ­dej moż­li­wej stro­ny try­ska woda. To był raj i uko­je­nie dla naszych dzie­ci. Zresz­tą nie tyl­ko dla dzie­ci, bo nawet doro­śli whco­dzi­li tam , aby się schło­dzić. Psa zmo­czy­łam, ale po chwi­li już był suchy. Upał w samo połu­dnie był nie do znie­sie­nia. Poszli­śmy pod samą Wie­żę, gdzie ław­ki były wszyst­kie pozaj­mo­wa­ne. Cze­ka­li­śmy, aż zwol­ni się miej­sce. Skwar nie do opi­sa­nia. Tyl­ko butel­ka lodo­wa­tej wody trzy­ma­ła nas na siłach.

 

 

W pla­nach mie­li­śmy zwie­dza­nie jesz­cze innych zabyt­ków , ale po pro­stu nie mie­li­śmy już sił. W pla­nach mie­li­śmy tak­że odcze­ka­nie do ilu­mi­na­cji świetl­nej Wie­ży Eif­fla, ale po pro­stu odpu­ści­li­śmy. Tra­fi­li­śmy kiep­sko. Wia­do­mo lep­sze to niż deszcz, ale gdy­by tak było z 5 stop­ni cie­pła mniej , było­by znacz­nie lepiej dla nas wszystkich.

 

Wró­ci­my tam napew­no jesz­cze kie­dyś, aby zoba­czyć to co nie uda­ło się wtedy. 

Na koniec jesz­cze zapra­szam jesz­cze do obej­rze­nia nasze­go fil­mi­ku z tego dnia. Link wkle­jam poniżej :

ONE DAY IN PARIS

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *