Nadszedł ten dzień — 3 sierpnia… Pobudka z samego rana , szybkie śniadanie i wielkie sprzątanie. I moja myśl PO CO NAM BYŁO TO WSZYSTKO. Opiszę Wam w skrócie jak to wyglądało, bo miło mi będzie kiedyś tu do tego wrócić 🙂
Tydzień wcześniej, a dokładnie w niedzielę o godzinie 16, byliśmy umówieni z firmą transportowo — przewozową. Stres od samego rana, czy nie zawiodą, czy na pewno wszystko zmieścimy, a co jak wszystko nie wejdzie. Wygląda to inaczej niż nam się wydawało.
Pod dom podjeżdża van. My koniec końcem zdecydowaliśmy się na połowę, czyli miało być 2m x 2m x 2m. Van podjeżdża pusty, bo później w Holandii mają przeładunek, o czym wcześniej nikt nas nie poinformował i co później wiązało się z kolejnym naszym stresem, czy nic podczas takiego przeładunku nie zostanie pominięte. Wcześniej podpisaliśmy numerkami wszystkie pudełka, tak na wszelki wypadek.
Van , który przyjechał do nas miał owalny dach, co automatycznie zabierało kilkanaście centymetrów, a my mieliśmy wszystko wymierzone praktycznie co do centymetra. I tak pakowaliśmy, Pan mówił, żeby dawać wszystko to my dawaliśmy. Szybkie podpisanie umowy. I tyle. I czekanie czy wszystko dojedzie.
Dojechało wszystko. Ale dobrze jest mieć kogoś dostępnego, kto to odbierze, bo firma przyjeżdża o każdej porze. W naszym przypadku była to godzina 23 … I koniec końcem, zostało nam doliczone 600 złotych więcej niż się umawialiśmy, bo tak dokładaliśmy do vana , van nie odpowiadał wymiarom tego co było umówione, a potem na miejscu remont domu tak nas pochłonął, że po prostu odpuściliśmy z dochodzeniem tego czemu zostało nam tyle doliczone. I to tyle jeśli chodzi o przewóz rzeczy.
Tydzień życia z najpotrzebniejszymi rzeczami do przeżycia bez zbędnych gadżetów 🙂
3 sierpnia…
Mąż z samego rana pojechał wywieźć nasze materace, na których spaliśmy od tygodnia, bo ich nie zabieraliśmy, a sprzedawać ich się już nie opłacało. Ja w tym czasie pozbieralam wszystkie rzeczy z łazienki i z kuchni, które mieliśmy spakować do bagażnika w samochodzie. Wizytacja z agencji po odbiór kluczy miała być o godzinie 11, a czasu było coraz mniej. Stanęłam po prostu na środku pokoju i jakiekolwiek siły, które jeszcze w sobie miałam po prostu mi odeszły. Najchętniej usiadłabym i zaczęła płakać, że nie damy rady tego spakować. Na szczęście mój Mąż zachował wtedy zimną krew i wszystko ogarnął jak trzeba było. Ja tylko wykonywałam, to co mi mówił. Byliśmy z tym zupełnie sami, było ciężko. Gdy zaczęliśmy wszystko wkładać do bagażnika, okazało się, że nie wszystko mogło się zmieścić. Wiele rzeczy musieliśmy po prostu wyrzucić.
Na szczęście na miejscu była moja mama, do której zawieźliśmy to, czego nie moglibyśmy zabrać do samochodu. Tam spakowaliśmy wszystko w kartony, zamówiłam od razu kuriera, który miał to odebrać i zawieźć na miejsce.
Chaos, chaos i jeszcze raz chaos. Coś czego nie lubię. I jeszcze musiałam o zgrozo pojechać do pracy !
Tak wyglądało zakończenie. Spakowanie naszego życia w kartony. Zostawienie swojej codzienności, normalności, w pewnym sensie swojego życia. Niby kilka ścian,a jednak tylko one wiedziały o tym co w tym domu wydarzyło się złego i dobrego. Jestem zdania, że każdy dom czy to własny czy wynajmowany tętni życiem domowników, każdy dom inaczej pachnie, każdy dom jest inny. Niby tylko ściany, ale to one tworzyły swojego rodzaju naszą oazę spokoju i bezpieczeństwa.
Wieczorem jeszcze przed wyjazdem na prom, podjechaliśmy pod “nasz domek”, który już witał się z nowymi domownikami, a ja poczułam nutkę tęsknoty i smutku… Na szczęście wspomnień nam nikt nie odbierze.
Dom to dom zawsze będzie częścią naszego życia czy to własny czy wynajmowany… I tak sprawnie Wam poszło wszystko
To prawda… z perspektywy czasu uważam że poszło nam to świetnie. Nie chwaląc się to sami odwalilismy kawał dobrej roboty
Ehhh…pamiętam ten dzień jak dziś…na szczęście dzis jest Wam lepiej niz bylo tam i to najważniejsze 🙂 buziaki
Dzień ogromu wrażeń… teraz wspomnień… i to prawda… na dzień dzisiejszy uważamy to za naszą najlepszą decyzję