27 luty 2007. Pamiętam tamten dzień jak dziś. My – niedoświadczeni życiowo, z trzymiesięcznym dzieckiem na ręku, złożonym wózkiem (gondolą ), dwoma wypchanymi po brzegi torbami i walizką. I uśmiech na twarzy z nadzieją na lepsze jutro.
Wylatywaliśmy z lotniska w Łodzi o 8 rano. Dziś są już loty do Katowic ( mamy bliżej ) wtedy ich jeszcze nie było. Na lotnisku w Łodzi pierwsze zderzenie z rzeczywistością, gdy okazało się, że nasze torby podręczne przekraczają dopuszczalny wymiar. A żeby móc je zabrać należało zapłacić 700 złotych, żeby puścić je do luku bagażowego. Wtedy na szczęście wspomogła nas moja teściowa, bo my w portfelu mieliśmy tylko trochę odłożonych funtów. Żadnych złotówek.
Lot do Nottingham skąd miała nas odebrać moja koleżanka z czasów dzieciństwa i z którą drogi, niestety rozeszły nam się jak poszłyśmy do szkoły średniej. Los chciał, żeby zeszły się na nowo.
I mimo przegadanych godzinami rozmów telefonicznych i wiadomości na tamtejszym Gadu-gadu, miałam duży stres. Denerwowałam się bardzo całym tym wyjazdem , a jednocześnie moja ekscytacja sięgała już zenitu, że znowu się zobaczymy.
Na samym początku mieliśmy zatrzymać się u Niej, później mieliśmy iść na coś swojego. Z pracą łatwo na początku nie mieliśmy. Pracę dostał tylko Mąż — przez agencję. Ja nie mogłam nic znaleźć , bo mieliśmy małe dziecko i ktoś musiał się nim zajmować.
Przed naszym przyjazdem moja koleżanka złożyła mi i Mężowi aplikacje do fabryki ciastek . Przyjmowali się tam wszyscy przyjezdni zza granicy. Jednak załapaliśmy się wtedy na martwy sezon i swoje musieliśmy odczekać. Stres narastał.
Dlaczego ?
Gdy Julia płakała rano, to wydawało mi się że wszyscy mieszkańcy domu to słyszą, że nie mogą przez to spać, że może są na nas źli, że tak długo to wszystko u nas wychodzi. Wiecie jak to jest z małym dzieckiem. Wyobraźnia matki pracuje. Wydawało mi się, że ciągle przeszkadzamy , mimo że nikt z mieszkańców nie dawał nam tego odczuć.
W końcu po 2 miesiącach dostaliśmy listy, że zostajemy zaproszeni na rozmowę do Laurens Pattisseries. Pojechaliśmy razem z naszą małą Julią, która podczas naszej rozmowy kwalifikacyjnej siedziała mi na kolanach 🙂 Tak to wyglądało.
Potem były szkolenia, na które musieliśmy jechać sami. Chciałam zrezygnować, odczekać — no bo co z Julią. Szkolenie miało trwać kilka godzin. I wtedy moja koleżanka wręcz nie chciała słyszeć niczego innego, jak tego że Ona zostaje z Julią, a my mamy jechać razem. Dziękuję!
I po równych 3 miesiącach, 24 maja zaczęliśmy pracę w fabryce ciastek – fabryce marzeń, na przeciwległych zmianach. A tydzień później poszliśmy na wynajem mieszkania od Araba. Cdn.
O tak takie wyjazdy i rozstania z bliskimi są trudne lecz młode małżeństwa powinny szukać swego miejsca na świecie. Uważam, że na początku każdemu jest ciężko i musi przełamać swój strach barierę językową i tęsknotę za Polską, w tym ostatnim pomogło mi polskie radio internetowe full.fm dzięki któremu mogłam być na bieżąco z wiadomościami z kraju jak i posłuchać polskie piosenki.
Trzeba sobie jakoś radzić z tym wszystkim… My dopiero po 9 miesiącach przywiezlismy polska tv do UK. Teraz wszystko można załatwić na miejscu, a te 14 lat temu wszystkim był problem… barierę językową chyba najtrudniej przelamac potem idzie już wszystko łatwiej A Ty długo jesteś za granicami Polski?