W ubiegłym roku w wakacje podjęliśmy taką decyzję. W styczniu doszło do podpisania umów z ekipą remontową i firmą zajmującą się zakładaniem systemów grzewczych w domu, a w sierpniu czeka nas spakowanie tego co się nadaje i z czego będziemy korzystać w Polsce , no i ostatnia kawa w UK.
No więc, dlaczego… ? Ten, kto nigdy nie był na emigracji, nie wie tak naprawdę jak to jest. Tutaj człowiek dostaje prawdziwą szkołę życia. Musi w ekspresowym tempie dorosnąć i zmierzyć się z problemami dużymi i małymi po prostu sam.
Gdy wyjeżdżaliśmy z Polski, nie mysłałam o tym, że kiedyś będę myślała takimi a nie innymi kategoriami. Było mi/nam dobrze z daleka od wszystkich, gdzie tak prawdę mówiąc każdy miał co innego do powiedzenia. Czułam nie raz, że nasza rodzina czuła się w obowiązku nam pomagać, no bo jak dziewczyna , która ma 21 lat może się dobrze opiekować małym dzieckiem, a chłopak mając lat 25 ogarnie wszystko, czyli zarabianie na rodzinę. I w tamtym okresie było mi dobrze tutaj, za granicą. Życie w 2007r. było bardzo tanie. Nie mówię, że teraz jest drogo, ale w tamtych latach za 70 funtów tygodniowo można było zrobić naprawdę spore zakupy w markecie + rzeczy dla małego dziecka, takie jak mleko, zupki czy pampersy. Na obecną chwilę życie poszło bardzo w górę. Samo jedzenie wynosi nas praktycznie dwa razy drożej niż wtedy. Wiadomo jest nas już czwórka, ale dzieci nie zjedzą tyle co dorosła osoba. Opłata za mieszkanie , council tax , prąd i gaz wszystko poszło w górę. Oczywiścię, że standardy życiowe poszły także w górę. Bo tak jak kiedyś , zaraz po przyjeździe zadawalałam się ubraniami z Primarka, tak teraz pozwalam sobie na ubrania z innych, droższych sklepów. Choć dodam, że i w tym sklepie ceny wzrosły, bo jak kiedyś za koszulkę bokserkę można było zapłacić 1.50 funta tak teraz są po 2.50f. Kiedyś samochód, aby jeździł, teraz no troszkę lepszy… Wiadomo, jest się tutaj tyle lat, człowiek dojrzewa do pewnych rzeczy, woli dać więcej i mieć na dłużej, niż co miesiąc kupować nowe buty, bo w poprzednich pękła podeszwa. Ale to oczywiście tylko przykład.
Wracamy, bo coraz częściej pojawia się tęsknota, ogromna tęsknota. Kiedyś ona też była, ale kiedyś byłam szczęśliwa, że sama decyduję o wszystkim, że mogłam poczuć się dorosła i sama uczyć się na błędach popełnianych w macierzyństwie i moim małżeństwie. Dotarło do nas, że przez to że mieszkamy tutaj, nasze dzieci nie są nauczone pełnej miłości od innych osób z rodziny takich jak babcie, dziadek, ciocie, wujkowie, bo kontakt jest ograniczony. Skype, telefon , czy odwiedziny na 3 tygodnie w roku, to jest nic. Nie nadrobi się tego, co można byłoby dać na miejscu. Nam też ucieka bardzo wiele. Kiedyś do mojej babci dzwoniłam raz w tygodniu, teraz dzwonię raz na kwartał… Nie ma wspólnych tematów. Zresztą rozmowa przez telefon, to nie jest to samo, gdy jestem w Polsce i jadę do babci na herbatkę. Nie byliśmy na wielu ważnych uroczystościach naszych bliskich… ślubach, narodzinach, chrzcinach i niestety na pogrzebach…
Wracamy też dlatego, bo dotarło do nas, że zostając tutaj wybieramy już po części naszym dzieciom przyszłość. Decydując się na zostanie w UK, jest 95 % prawdopodobieństwa , że nasze córki wybiorą sobie kiedyś na męża Anglika. Nie jestem rasistką, ale mentalność angielska znacznie różni się od polskiej i stąd takie moje myślenie o przyszłości moich córek. Gdy będą dorosłe i będą chciały wyjechać do innego kraju, będzie mi napewno bardzo smutno, ale to będzie ich życie, w które ja nie zamierzam ingerować i to będą ich wybory. Tak jak kiedyś my wyjechaliśmy, mimo tego, że każdy nam odradzał, tak być może i kiedyś wyjadą nasze dzieci. Ale oby nie. Spotykam się też z radami odnośnie szkolnictwa, że robimy błąd, że wracamy, bo szkoda języka angielskiego ( fakt faktem dziewczyny jak na swój wiek rozmawiają biegle ) , że nie ma tylu prac domowych jak w Polsce, gdzie trzeba siedzieć godzinami po lekcjach i się uczyć, że w Anglii jest łatwiej pójść na studia i wiele podobnych. Racja. Myśleliśmy też i nad tym. Julia jest w 6 klasie / Year 6 i ma też prace domowe. Może nie musi siedzieć godzinami , ale musi też coś w domu się pouczyć. Dodatkowo czytanie. Moje dziecko czyta bardzo dużo i bardzo grube książki. Nie są to wybierane lektury jak w Polsce, co mi się akurat bardzo podoba tutaj, tylko dziecko idzie sobie do biblioteki i wybiera tematykę jaką lubi, czyta a potem ma test z tej książki na laptopie. I tu nie mamy z tym problemu, bo Julia książki uwielbia ( tak jak ja ) . Sandra jest w 2 klasie / Year 2 i też musi codziennie czytać książkę, a potem w klasie opowiada pani co przeczytała. Całą resztę zajęć robią w klasie. Odnośnie dalszej nauki… Teraz nasze dziewczynki chodzą chętnie do szkoły i lubią się uczyć, ale nie wiemy co będzie jak będą miały po 16 lat. Może nie będą chciały iść na uniwersytet tylko do collegu. Nikt tego nie wie. A jestem zdania , że jeśli dziecko będzie chciało się uczyć, to czy to Polska czy Anglia, to się uczyć będzie.
Wracamy, bo tak naprawdę nie żyjemy tutaj na niewiadomo jakim standardzie. Aby cokolwiek więcej odłożyć, musimy się bardzo dużo napracować. Wiąże się to z ograniczonym czasem dla rodziny , zmęczeniem, brakiem snu, nerwami. Oszczędzamy po to, aby jechać na wakacje do swojego kraju, gdzie tak naprawdę możemy tam żyć i mieć wszystkich na miejscu. Oboje pracujemy w fabrykach. Mąż to jeszcze w pracuje w dobrej firmie, prawie sami Anglicy, pracuje tam tylko około 7 Polaków, a ja pracuję w firmie produkującej ciastka, gdzie większość pracujących tam to osób to Polacy i Litwini. Litwin z Litwinem to jeszcze chociaż trzyma, a Polak to by Cię za funta sprzedał. Ale nie o tym miałam tu pisać. Więc moja praca nie dość , że męczą mnie godziny pracy od 17–24 , bo jestem ciągle niedospana, bo codziennie kładę się spać po 1 w nocy, a pobudkę mam po 7 rano, to dodatkowo męczy mnie to w jakim miejscu pracuję. Ale jest to najlepsza dla nas opcja na obecną chwilę, bo nie musimy martwić się opieką dla dziewczynek, ponieważ mąż wraca po 14, odbiera je ze szkoły, wracają i ja o 16 wychodzę do pracy.
Wracamy, bo jeśli chcielibyśmy tutaj kupić mieszkanie ( mieliśmy to już robić w tym roku na jesień ) musielibyśmy mieć co najmniej 5 % własnego wkładu , czyli około 8 tysięcy funtów. Plus do tego dochodzi jakiś remont na początek , czyli drugie tyle. Dlaczego remont ? Bo tutaj w każdym domu są wykładziny, a ja już nie mogę znieść tych wykładzin , więc na samym początku wiem , że chciałabym się tego pozbyć. Do tego pomalowanie ścian, bo wiadomo, że raczej dom kupilibyśmy od kogoś, kupno jakiś mebli, firanek, rolet itp. itd. Pieniądze spore. Do tego zapewne dom nie byłby wolno stojący, tylko jak już coś to bliźniak, ogród nie za duży, tak że nawet piłką nie pograsz , no ale byłby … no i do spłaty jakieś 25 — 30 lat… A my jesteśmy w o tyle dobrej sytuacji, że mamy domek, w mieście… Domek wolno stojący, z dużym ogrodem, ale do remontu. Więc wszystkie pieniądze , które tu ewentualnie mielibyśmy włożyć w remont i depozyt domu, po prostu włożymy w remont , ale już swojego domku.
Ciągle mamy obawy nad tym jak to będzie, ale jak nie spróbujemy to sie tego nigdy nie dowiemy. Wyjeżdżając mieliśmy po 20 lat i dopiero założyliśmy rodzinę. Wyjeżdżając wiedzieliśmy tyle o życiu co nic. Wracamy bogatsi w ogromne doświadczenia. 11 lat to był dla nas ogromny sprawdzian wytrzymałości i zaradności w wielu sytuacjach. Był to także sprawdzian dla nas samych jako małżeństwa. Wracamy ze świadomością tego, że potrafimy poradzić sobie w wielu przeróżnych sytuacjach. Zmieniliśmy się napewno. Wyjechałam z Polski jako dziewczyna, która miała bardzo pstro w głowie, a wracam jako kobieta z ogromnym bagażem doświadczeń, który miał duży wpływ na to jaka jestem teraz. Mam więcej w sobie życzliwości i zrozumienia dla drugiego człowieka. Wiele mnie tutaj spotkało dobrych i przykrych momentów, ale każdy z nich był dla mnie lekcją, z której wyciągnęłam odpowiednie wnioski. Stałam się osobą, która nim coś zrobi / powie to przemyśli to 5 razy. Nauczyłam się , że mowa jest srebrem a milczenie złotem. I zrozumiałam przede wszystkim, że pieniądze w życiu nie są najważniejsze.
Kochana ja Ciebie doskonale rozumiem. W sumie jak teraz myślę to też ta kasę co wydałam na notariusza 18.tys to miałabym dom w stanie surowym a Polsce albo coś innego. Kasa na remont też idzie ale akurat domu nie żałuję bo uważam że to inwestycja. Wolę płacić sobie niż za wynajem. Ja też mam do czego wracać. Mieszkanie stoi. Ale jeśli miałabym wracać to na pewno do domu. Nie zamieniłabym teraz swojego domu na 60metrow. Masz rację że wiele nas omija. To boli najbardziej. Im człowiek dłużej za granicą to bardziej tęskni. Tak jest u Nas. Nawet Maja przebakuje o powrocie a przecież nie tak dawno nie chciała o tym słyszeć. My też tutaj zaczynaliśmy od zera. Myślę że w ciągu 7 lat sporo osiągnęliśmy. Jednak w życiu są rzeczy ważne i ważniejsze. Człowiek im starszy tym mądrzejszy i inaczej na życie patrzy. Myślę, że Wam się uda. Na pewno! Trzymam zatem kciuki aby wszystko się udało :* Pozdrawiam
Z wiekiem zmienia się myślenie i przede wszystkim priorytety. My dosyć długo zwlekalismy z kupnem domu tutaj, ale teraz myślę że może to i lepiej, może widocznie tak miało być… Może teraz ciężko by nam było go sprzedać lub w ogóle podjąć taką decyzję. A tak oby teraz wszystko szło po myśli. Dziękuję kochana że jesteś tu ze mną :*
Kochana do odwaznych swiat nalezy :)Ja tam korzystam z zycia i nie boje sie ryzyka.Chcialabym aby i nam sie udalo 🙂
Ja też się nie boję ryzykować inaczej nie byłoby tych planów 🙂 tylko wiesz najgorszy strach o dziewczyny
Kochana jak.nie zaryzykujesz to nie bedziesz wiedziała…ja was podziwiam bo ja chyba bym.sie.nie odnalazła za granicą
Kochana! Ja mimo że jestem tu 11 lat i poznałam ta kulture nie jest mi już oba obca to do dzis dnia nie czuje się tu dobrze jak u siebie. Także nie jednemu jest tu ciężko się odnaleźć… decydujemy się też właśnie dlatego żeby spróbować i nie żałować nigdy że się tego nie zrobiło… 🙂 :*