Dziś poruszę temat dość powszechny ostatnio i temat, który dotyka mnie samej mimo, że w Polsce mieszkam już 1.5 roku. Polszczyzna czy Polglish, czyli inaczej wplatanie języka angielskiego w język polski.
Niejedna osoba pomyśli sobie : ” Też mi wielki Anglik. 12 lat tam tylko była, a polskiego zapomniała”. To nie jest tak, że zapomniałam, bo nie zapomniałam. Mieszkając za granicą w domu porozumiewaliśmy się zawsze w języku polskim. Jednak i wtedy zaczynały się początki wplatania języka angielskiego w polski. W pracy jest to na porządku dziennym. Nie pytasz przełożonego czy możesz wziąć urlop tylko rozmawiasz o holiday… Chcesz nadgodziny ? Nie… Tam zapytają Cię ( nawet Polak Polaka ) czy chcesz overtime ? W ten właśnie sposób przyjmujesz takie słowa jako swoją codzienność. Używasz ich tam na codzień, nawet w rozmowie w domu z mężem, z dziećmi czy z koleżankami…
Nie myślałam, że to dotknie też mnie… Jednak dotknęło. Gdy szukałam pracę, to mówiłam , że składałam aplikację , a nie że wypełniłam formularz u pracodawcy. Gdy już ją dostałam, to zabrakło mi słowa ( zresztą nawet nie miałam pojęcia jak na to się mówi w naszym kraju ) jak zapytac o payslip, czyli pasek wypłat 🙂 Drogą jąkania i tłumaczenia zrozumieli o co mi chodzi 🙂
Przyszedł czas wybrania hotelu na okres ferii zimowych. Co zrobiliśmy ? Zabukowaliśmy hotel , zamiast zarezerowaliśmy. Ten przykład jest akurat najmniej istotny, bo zauważyłam, ze coraz więcej osób i stron używa już tego słowa w mowie powszedniej. Zwłaszcza Ci , co wyjeżdzają na zagraniczne wakacje. All Inclusive — każdy zna.
Do dzisiejszego dnia , jak szykuję dziewczynom śnadaniówki do szkoły, to mówię, że naszykowałam lunch boxy. Jakoś tam mi zostało. Nie robię w domu naleśników, tylko pancakes, a dziewczyny jedzą fish fingersy.
To są takie tylko przykłady. Myślę , że wiele osób którzy wrócili do Polski czy nawet Ci , którzy zostali w kraju, to przyznają mi rację.
W życiu nie wyjeżdżałam z Polski, ale w moim codziennym słowniku jest sporo angielskich słówek ze względu na pracę 😉 Zdarza się, że czegoś nie jestem w stanie wyjaśnić w domu po polsku, więc świetnie Cię rozumiem 😉
A jakie to jest momentami irytujące… ja to ostatnio zapomniałam w ogóle jak po polsku powiedzieć cytologia. Znałam nazwę w języku angielskim a ta po polsku wyleciała mi z glowy