Zawsze podczas okresu świątecznego wzrasta we mnie tęsknota za Polską, tęsknota za rodziną, za rodzinnymi świętami. Niestety przez 11 lat życia na obczyźnie, tylko jeden raz udało nam się być na święta wielkanocne w Polsce. Zawsze coś stawało na przeszkodzie. A to brak wspólnego urlopu lub niemożność otrzymania go w pracy, bądź po prostu niesamowicie wysokie ceny biletów, które w okresie świątecznym wzrastały drastycznie.
Święta na emigracji nigdy nie będą takie same, jak nam się kojarzą z czasów dzieciństwa. Zawsze będzie czegoś brakowało. I czy to będą święta spędzane samotnie, czy z przyjaciółmi to nigdy nie będzie to to samo, co z najbliższą rodziną. Mamy dzieci więc staramy się im przekazać nasze polskie tradycje. Cały tydzień wcześniej już się przygotowujemy. Robimy świąteczny bigos ( tradycyjnie u nas ) , sprzątamy i odświeżamy mieszkanie, robimy dekoracje, które rozstawiamy po całym domu, przygotowujemy resztę tradycyjnych dań. Nie mamy tu na szczęście już problemu z kupieniem niezbędnych przypraw czy składników potrzebnych do przyrządzenia tradycyjnych potraw. W pierwszych latach jak tu przyjechaliśmy , nic nie było w sklepach, przede wszystkim nie było w ogóle polskich sklepów, a teraz jest ich kilka w naszym mieście, więc wszystko albo przywoziliśmy z urlopów w Polsce, albo potem wysyłała nam rodzina. Wracając do świąt. W sobotę przystrajamy nasze koszyczki wielkanocne z pysznościami w środku i udajemy się do Kościoła, aby je poświęcić. Mamy tu kościół angielski, w którym co niedzielę odbywają się msze prowadzone przez poslkiego księdza. Wieczorem kończę przygotowywanie reszty potraw i gotuję barszcz wielkanocny, aby rano nie wstawać za wcześnie i móc sobie troszkę poleniuchować, zamiast z samego rana stać w kuchni. W niedzielę rano wstajemy, szykujemy śniadanie, podgrzewamy barszcz i zasiadamy w czwóreczkę do wielkanocnego stołu. W południe udajemy się na świąteczną mszę i potem do domku. W tym roku akurat siedzieliśmy w domu. Nie zapraszaliśmy nikogo i do nikogo się nie wybieraliśmy. No jakoś tak wyszło. I poniedziałek wielkanocny. Nie idziemy jeszcze do pracy, bo oboje mamy wolne. Mąż tradycyjnie oblewa nasze córki wodą,a one jego jego. Tak podtrzymujemy nasze polskie tradycje. Siedzimy znowu w domu, bo w tym roku nawet na wspólny świąteczny spacer nie udaje nam się wyjść , ponieważ cały dzień pada.
Anglicy nie świętują Wielkanocy tak jak my. W Anglii jak zobaczysz kogoś w sobotę z przystrojonym koszyczkiem, to wiadomo że to Polak. Symbolem Świąt Wielkanocnych w Anglii jest Easter Bunny, czyli króliczek wielkanocny, który tak prawdę mówiąc nie ma za wiele wspólnego z chrześcijańskim znaczeniem zająca, a jest raczej symbolem słodkości i prezentów ofiarowanych w tym dniu dzieciom. Mają oni też obrzędy Wielkiego Tygodnia tak zwane Good Friday, czyli Wielki Piątek, Holy Saturday czyli Wielka Sobota i Easter Sunday, czyli Wielkanocna Niedziela. Obchodzą też rezurekcję i jest to także najważniejszy dzień chrześcijański w roku , jak i u nas. Tradycyjne potrawy u Anglików w Święta , to ugotowane jajka na śniadanie, a na obiad pieczona jagnięcina z sosem . Jest to ich główne świąteczne danie . Dzieci otrzymują od dorosłych duże czekoladowe jajka, jako symbol słodkości. Nie wiem czy praktują tutaj post ścisły jak my. Podejrzewam, że nie. Ale to tylko moje przypuszczenia. Wielki Piątek i Poniedziałek Wielkanocny są zaliczane w Anglii jako ustawowe bank holiday i w więkoszości firm te dni są wolnymi od pracy i są to najbardziej popularne dni rodzinnych wakacji, ponieważ dzieci równieżw tych dniach nie idą do szkoły.
Mam tu swoją , własną rodzinę, więc staramy się z mężem, aby te święta zawsze były dla nas radosne. Aby nasze dzieci zawsze wiedziały o tym, że mimo tego, że daleko od rodzinnego kraju to staraliśmy się jak mogliśmy, aby przekazać im tę atmosferę. Nie było babć, dziadka czy kuzynostwa, byliśmy my. Nasze dziewczynki niestety nie poznały jeszcze co to znaczy w pełni rodzinna atmosfera, ale mamy ogromną nadzieję, że już w przyszłym roku, a już tak prawdę mówiąc w tym roku w grudniu, uda nam się im to pokazać. I będą to nasze najpiękniejsze święta.
W święta rozmawialiśmy z bliskimi przez Skype. Miałam nutkę smutkę i zazdrości, że oni tam wszyscy razem, że każdy uśmiechnięty i radosny, że są razem, że mają kogo odwiedzić w ten świąteczny czas. Po skończonej rozmowie powiedziałam tylko do męża, że mam nadzieję, że i my za rok będziemy też tak spędzać święta…