Już minęło 2 lata jak wyjechaliśmy z Anglii. Zostawiając życie tam , a rozpoczynając nowe tutaj, rozpoczęliśmy nowy rozdział. I mimo , że decyzji swojej nie żałujemy, są dni kiedy z nostalgią wspominam życie tam… Moje wspomnienia z Lincoln…
Człowiek żył tam sam dla siebie… O naszych planach czy decyzjach nie wiedział nikt… Tych większych wydarzeniach tak, ale wyjazd nad morze, zakupy w innym mieście czy grill ze znajomymi , nikt nic nie wiedział… Czasem mi tego brakuje… Tej swobody , tej wolności, tego poczucia , że nikt nic ode mnie nie wymaga… Że jak chcę to, to zrobię, bo chcę, a nie że tak wypada.
Wypłata co tydzień i to nie mała… I ten payslip jaki zobaczyłam zwłaszcza po nadgodzinach… Jak czasem wspominam , ile wydawałam w Boots ( świetna drogeria ) na rzeczy potrzebne i te mniej… Aż się buzia śmieje. Przykładowo 100 funtów wydawało się od tak i się nie odczuwało ! W Polsce, gdy wydam 500 złotych na zakupy , to poczuję to od razu 🙂
Deptak w Lincoln.… To budownictwo, ta architektura… Typowa dla angielskich miasteczek… Te uliczki, te mury… Uwielbiałam ! Fajnie było wziąć sobie kawę na wynos w Starbucks, usiąść na murku i po prostu posiedzieć.
Wesołe miasteczko, które przyjeżdżało do Lincoln dwa razy do roku. A we wtorki i w środy wejściówki na wszystkie karuzele za 1 funta ! Szaleństwo 🙂 Piękne wspomnienia ! Radość dla rodziców jak i dzieci. Wyczekiwaliśmy wszyscy tych szalonych dni 🙂
Piękne i duże parki. Wszystkie miałam na wyciągnięcie ręki. Tu fajny park mam tylko pod Jasną Górą, gdzie w okresie letnim są tłumy. No i Park Lisiniec. A w Lincoln nie dość , że jest ich dużo i każdego dnia można jechać do innego, to są duże. Nawet w centrum miasta. Można tam odpocząć na kocu czy po prostu pospacerować.
Świąteczny Christmas Market, który był ogromny, a klimat w nim panujący będę pamiętać bardzo długo 🙂 I te smaki takie jak pyszne grzane wino czy pieczone kasztany. Tu nie mam porównania , co do świątecznych jarmarków, ale o ile sytuacja w kraju pozwoli, to w tym roku chciałabym się udać na taki . Niestety w Częstochowie nie ma takiego, ale przykładowo w Krakowie czy w Opolu już tak 🙂
Sklep Primark, w którym za 100 funtów można się było ubrać od stóp do głów i to całkiem nieźle! Może jakość nie była najlepsza i fasony nie zawsze takie jak w droższych sieciówkach, ale gdy ktoś miał portfel zaopatrzony w mniejszą gotówkę, a do tego trochę stylu , to mógł sobie znaleźć perełki za grosze.
Wyprzedaże ! Tu w Polsce oferują Ci — 50% , tylko że patrzysz na cenę i widzisz, że obecnie jest 49.99 a wcześniej było 64.99. W Anglii naprawdę na wyprzedażach można było upolować perełki. Za grosze!!!! Naprawdę! Niektórzy wręcz czekali na ten dzień. Zaczynały się one ( te główne ) zawsze 26 grudnia. Next miał otwarte wtedy od godziny 5 rano. Raz jeden udałam się na taką wyprzedaż. Pojechaliśmy o 4 w nocy. Kolejka ogromna. Ci pierwsi w kolejce podobno czekali już od północy. Przykryci kocami i z termosami gorącej kawy ! Tak to prawda, którą widziałam na swoje oczy. Same zakupy zrobiliśmy bardzo szybko, bo w jakieś 40 minut, ale za to w kolejce do kasy staliśmy ponad 2 godziny !!!! Warto było dla samych wspomnień. Dziewczyny obkupiliśmy na cały rok… W same ubrania z Next… Kwota… ? Prawie 300… Tak… Funtów… Ale wszystko kupione… Od kurtek, spodni, bielizny, rajstopek, bodziaków ( bo Sandra była niemowlakiem ) . Szaleństwo, ale tak właśnie tam się żyło. Dobrze.
Dyskoteki… Oczywiście teraz w okresie pandemii wszystko jest pozamykane, ale gdy żyliśmy tam, to miasto Lincoln w weekendowe wieczory wręcz tętniło życiem. Bawili się starzy i młodzi i nikt nie patrzył na wiek, że komuś coś nie przystoi. Tam ludzie naprawdę potrafią się bawić, A tutaj w Częstochowie nie dość, że za bardzo nie ma gdzie wyjść, to nie ma też z kim… Tęskno mi za tym szaleńczym czasem… Ritz… Home… Lolalo… Walkabout… Fajne czasy…
Jakbym o Belgii czytała , podobnie jest jak w UK.Żyje nam się tu spokojnie , bez pośpiechu .Lubię ten stan.
to prawda … w Anglii też żyło nam się spokojnie, bez pośpiechu 🙂 chociaż tutaj też sobie to bardzo cenimy 🙂 zostało nam to we krwi 🙂 Pozdrawiam Cię serdecznie :*
Miło siė czyta Twoje wspomnienia, wracają także moje z malowniczej miejscowiści Hastings. My od pół roku w Pl i teraz taki dziwny moment tęsknoty nas dopadł. Pozdrawiam serdecznie ❤
życie emigranta chyba właśnie na tym polega, że zawsze będzie już za czymś tęsknił 🙂 Hastings to piękna miejscowość… nie byłam ale widziałam na zdjęciach 🙂 Pozdrawiam Cię serdecznie również :*
Fajnie tak powspominać…wszędzie mamy plusy i minusy…
Polska niestety odbiega pod wieloma względami od innych krajów nad czym ubolewamy od lat…
Jednak ja lubię nasz kawałek podłogi, spokój, brak pośpiechu bo od jakiś 2–3 lat już nie gonie za niczym i ciesze się tym co mam wokół siebie…
Przed pandemia wiadomo było inaczej bo i się wychodziło do lokali, do kina, teatru czy inne rozrywki z przyjaciółmi teraz wszędzie zostało to ograniczone oby jak najszybciej było już za nami…
Wyprzedaże u nas a za granicą to zawsze był dzień do nocy heheh
Ale nie chciałoby mi się stać w kolejce od 4 rano
Ja kocham Polskę za tradycje, za rodzinę jaką mam wokół siebie, za przyjaciół , za możliwość bycia u siebie… mimo że tak bardzo odbiega Ona od innych krajów… A wyprzedaże to prawda… mi się też by już nie chciało, ale byłam bardziej z ciekawości jak to wygląda 🙂 i nie żałuję, wspomnienia zostały 🙂 Pozdrawiam Cię serdecznie :*