Wróciliśmy do Polski z zamiarem generalnego remontu całego domu. Moje założenie było miesiąc i się wprowadzamy… Jakże się pomyliłam… Zaczęła się szkoła i kolejny stres… Potem opóźnienia z wykonawcami… Stres, stres i jeszcze raz stres… Takie było moje pierwsze zderzenie z Polską rzeczywistością…
I to nie jest tak , że wszystko od razu było tu naj. Na takie naj musieliśmy się trochę naczekać.
Bardzo długi okres przeliczałam wszystko na funty… I to jest bardzo , bardzo złe. Bo to może się przyczynić do zgubnego myślenia… Owszem, że łatwiej było mi wydać w Aldim 20 funtów na zakupy niż w Biedronce 100 złotych… I kwota od razu wygląda inaczej… Kwota przeraża.… Bo niby ta sama ilość rzeczy, ale kwota się nie zgadza… Zgadza się zgadza, ale przelicznik jest inny 🙂 Mogę tylko dodać, że można się do tego przyzwyczaić. Potrzeba tylko czasu…
Druga kwestia, to wracając do Polski to tylko do czegoś swojego , nie wynajmowanego, bo wtedy może być ciężko. Jeśli masz swoje mieszkanie bądź dom, to bedziesz sobie żył naprawdę dobrze. Tylko opłaty i wyżywienie, reszta na przyjemności. Przy dwóch osobach pracujących wystarczy.
Polacy to kraj , który lubi ponarzekać. Staram się trzymać od takich ludzi z daleka… Bo co mi to da, że wysłucham ich narzekań, że drogo, że kolejka, że złą ocenę dostał Adaś… Owszem , wysłucham, jak muszę… Jak nie muszę , nie słucham…
Moje dzieci zazwyczaj nie chorują. Ale przy częstych kąpielach w basenie, jedna z moich córek dostała zapalenia ucha… I tu kolejne zderzenie z rzeczywistością… Lekarz rodzinny Cię przyjmie , owszem… Ale nic nie pomoże, bo lekarz ten nie jest specjalistą w dziedzinie laryngologii. Więc lekarz daje Ci skierowanie do laryngologa, którego sama musisz sobie znaleźć. I tak po dwóch dniach dzwonienia do przeróźnych placówek z NFZ , gdzie ciągle nikt nie odbierał, udaliśmy się do lekarza prywatnego, który przyjął od razu… Swoje zapłacić trzeba było, ale przyjął…
500 plus… W związku z tym , że mój Mąż musiał jeszcze troszkę zostać w Anglii, to 500 plus nie dostaliśmy mimo że składaliśmy. Mamy niby dostać… Może za rok. Jak wszystko sprawdzą, czy tam nie jest jeszcze pobierane… Ale… Gdy złożyłam wniosek i chciałam się po 2 miesiącach dowiedzieć , co dalej z naszą sprawą, to musiałam wykonać 100 telefonów, którym każdy kolejny kończył się “to nie tutaj, ale podam Pani numer , gdzie się Pani tego dowie”. I tak do kolejnej osoby… Aż w końcu się dowiedziałam… I usłyszałam, że dzwonię o nieodpowiedniej porze, bo Pani została właśnie oderwana od swoich obowiązków. I następnym razem, jak będę dzwoniła w tej sprawie, to poproszono mnie abym dzwoniła tylko ! trzy razy w tygodniu ( dni tygodnia zostały zaznaczone ) i odpowiednie godziny do dzwonienia również…
Tak było na początku. Całą resztę przetrawiłam. I sobie poradziłam. Zderzenie z polską rzeczywistością może i nie było łatwe, ale najważniejsze dla mnie jest to, że to ja wychodzę teraz z tego z uśmiechem 🙂